poniedziałek, 9 czerwca 2014

[Autostopowicz]

Dzień był nadzwyczaj paskudny, nawet jak na środek wiosny w górach. Deszcz jakby nie miał pewności, czy powinien padać, czy nie. Co chwila dawał złudną nadzieję, że oto koniec, żeby po chwili uderzyć z nową siłą.
To właśnie w takich dniach Ida cieszyła się ze swojej starej Mrówki, jak nazywała czerwoną Toyotkę. Wracała z Jeleniej Góry, z pracy do domu, delektując się myślą o gorącej kąpieli, kubku kakao i czytaniu książki z kotem. Należało jej się. Od pięciu dni non stop tylko pracowała.
Była młodszym kierowcą w hurtowni metalu. Co właściwie miało oznaczać to „młodszy”? Nikt nie był pewien. Wykonywała tę samą pracę, co pozostała dwójka kierowców. Najbardziej lubiła zostawać w magazynie i jeździć wózkiem widłowym. Wymagało to pewnego rodzaju finezji, wyobraźni, której niejednokrotnie brakowało jej kolegom.
Ale teraz była sobota, a dokładniej: sobotnia noc. Jutro będzie miała cały dzień tylko dla siebie. W końcu będzie mogła się wyspać, odpocząć. Tak, właśnie tego jej tak rozpaczliwie brakowało.
Te przemyślenia przerwał klakson. Momentalnie się otrząsnęła, wracając na swój pas ruchu. Serce podskoczyło jej do gardła, kiedy uświadomiła sobie, że omal nie zasnęła za kierownicą. Może była bardziej zmęczona, niż myślała? Zwolniła, pozwalając, żeby samochód jadący z tyłu ją wyprzedził.
To wina tej pogody – mruknęła, wbijając wzrok w drogę.
Ledwie zauważyła człowieka, który machał ręką, stojąc w zatoczce autobusowej. Ida wątpiła, czy cokolwiek będzie o tej godzinie jeszcze jechało w stronę Szklarskiej Poręby. Ostatni PKS odjeżdżał koło dwudziestej i to nie tą drogą.
Zazwyczaj bała się zabierać obcych, jednak ulitowała się nad autostopowiczem i zwolniła. Biedny człowiek, pewnie cały przemókł. Jeszcze nabawi się zapalenia płuc. Zabranie go może przynieść dodatkową korzyść – nieznajomy będzie doskonałym zabezpieczeniem, żeby nie zasnęła.
Kiedy tylko się zatrzymała, nieznajomy otworzył drzwi i witając się wylewnie, wsiadł. Pachniał deszczem.
Dobry wieczór – odpowiedziała. – Pan do Szklarskiej?
Dziękuję pani bardzo – uśmiechnął się sympatycznie. – Dokąd tylko pani będzie mnie w stanie podrzucić.
Wydawał się całkiem sympatycznym człowiekiem. Niewiele młodszy od niej. Może student? W sumie nie było w nim nic, co wydawałoby się nienormalne. Niemniej jednak Ida czuła dziwny niepokój, jakby coś podpowiadało jej, że nie można chłopakowi ufać. Że on nie powinien tu być.
Zrzuciwszy podobne przeczucia na karb zmęczenia, ruszyła ponownie w drogą.
źna pora – zagadnął, kiedy kolejny raz ziewnęła rozdzierająco. – Może zabawię panią rozmową?
Jaka pani? Jestem Ida. – Zawsze czuła się głupio, kiedy niewiele młodsze osoby zwracały się do niej „pani”.
Patryk. W takim razie jesteśmy już przyjaciółmi – zaśmiał się. – A więc mogę ci opowiedzieć o mojej serdecznej przyjaciółce. – Zaczął, zanim kobieta zdążyła zaprotestować. –To była naprawdę niesamowita osoba. Wesoła, życzliwa, czasami może zbyt gadatliwa. Była w ciągłym ruchu... może to dlatego nikogo nie znalazła? – zastanowił się. – W każdym razie wszyscy ją lubili. Bywała na wielu imprezach...
A więc jednak trafiła na świra... Nie była pewna dokąd to zmierza. Miała wrażenie, jakby Patryk opowiadał właśnie o niej. Jeśli nie byłaby tak zmęczona, zagadałaby go na śmierć. Tymczasem on opowiadał o tym kimś... w formie przeszłej na dodatek. To było tak dziwne, że kobieta nie wiedziała, czy powinna mu przerwać. W sumie i tak go nie znała, nie znała też osoby, o której mówił.
...No i w końcu przyszedł ten dzień – kontynuował – kiedy moja droga przyjaciółka odeszła ze świata żywych.
To bardzo przykre – powiedziała zduszonym głosem, niepewna, jak właściwie powinna się zachować.
Owszem, przykre. Tym bardziej, że był to wypadek w pracy.
Ida jęknęła w duchu. A więc przez swoje dobre serce będzie musiała teraz przez kolejne pół godziny pocieszać tego chłopaczka. Tamta przyjaciółka to pewnie jego dziewczyna, albo coś. I pewnie zginęła niedawno. Biedny Patryk. Jednak to chyba nie oznaczało, że musi składać mu wylewne kondolencje? Już żałowała, że kazała mu mówić do siebie na ty.
Tym bardziej przykre, że to jej chora ambicja ją zabiła – dodał po chwili. – Miało to miejsce tuż po jej awansie. Praktycznie w dniu awansu. Rozproszyła się na chwilę przy pracy, którą wykonywała od lat i trach. – Mówił to głosem, który wywoływał dreszcze na plecach Idy.
Naprawdę współczuję – powiedziała, mając nadzieję, że skończy.
Trzeba bardzo uważać w pracy... – dodał, jakby zamyślony, żeby po chwil wlepić wzrok na coś z boku drogi. – Ty też uważaj, przyjaciółko.
Ida szybko przeniosła wzrok na drogę i ponownie serce podskoczyło jej do gardła. Na środku jezdni stała sarna. Wpatrywała się tymi swoimi wielkimi oczami w kobietę, kiedy ta hamowała z piskiem opon.
Samochód zatrzymał się raptem dwa metry przed zwierzęciem, które uciekło w las.
O matko... – jęknęła Ida. – Nic ci... – zaczęła zadawać pytanie, zerkając na pasażera, jednak jego miejsce było puste, a drzwi na oścież otwarte. Wystraszona również wysiadła z samochodu. – Patryk?! – zawołała, jednak jego nigdzie nie było.
Stała na deszczu dłuższą chwilę, szukając autostopowicza, jednak jego nigdzie nie było. Zdążyła zmoknąć, zanim stwierdziła, że to bez sensu.
Dziwak – rzuciła pod adresem chłopaka i ruszyła w dalszą drogę.

Przywitał ją kot, mrucząc niczym kosiarka i atakując nogi. Jednak Ida nie dała się nabrać. I jak zwykle cała miłość prysła bez śladu, kiedy tylko nasypała karmy do miski.
Nie ma to jak własne mieszkanie, własny kredyt i własny kot. Trzy rzeczy, jakimi może się cieszyć przeciętny polak. Przez myśl przeszło jej, że przydałby się też jakiś własny mężczyzna, który witałby ją z otwartymi ramionami i przytulał po całym dniu ciężkiej pracy.
Zaśmiała się na tę myśl.
Takie rzeczy można było wyczytać jedynie w romansidłach i książkach fantasy.
A dzisiaj... miała inne plany. Kakao, książka i kot. Trzy K potrzebne do pełni szczęścia i żeby w końcu trochę odpocząć.
Rozplotła ciasny warkocz i ruszyła na spotkanie z wanną pełną gorącej wody.

Ida nie była w stanie zapomnieć o Patryku i jego dziwacznym zachowaniu. Spróbowała to nawet opowiedzieć siostrze, jednak ta zbeształa ją za branie nieznajomych do samochodu. Na dodatek w środku nocy. Tak więc Ida musiała bić się z tym w myślach sama.
Poniedziałki zawsze były najgorszymi dniami tygodnia. Należało wstać po niemal nieprzespanej nocy, bo spała zazwyczaj do południa... albo i do wieczora. Wtorki były pod tym względem lepsze, łagodniejsze dla zdrowia.
Na ósmą do pracy, co oznaczało wyjazd o siódmej ze Szklarskiej.
Kręta droga, opadająca powoli ku kotlinie. Tuż za tablicą informującą, że wyjeżdża się z terenu zabudowanego, należało wrzucić na luz i toczyć się zakrętami za innymi samochodami. Czasami, w nieco późniejszych godzinach i zazwyczaj w sezonie, trafiał się jakiś inteligent, który hamował na każdym zakręcie. Ale nie, nie przed zakrętem, żeby zredukować delikatnie prędkość. Takie osoby zazwyczaj pokonywały cały zakręt na hamulcu! Ida nienawidziła takich osób z całego serca. Łosie jedne... niech się uczą gdzie indziej jeździć, zamiast utrudniać ruch.
Na szczęście w poniedziałki, z samego rana takie osoby raczej się nie trafiały. Za to liczniejsi byli ci, którzy wyprzedzali na zakrętach i pędzili, jakby ich sam diabeł gonił.
ż. Może śpieszno im było na własny pogrzeb, jak to nawiał jej ojciec.
Do pracy dojechała dobry kwadrans przed czasem. Wyśmienity wynik. Należało się jeszcze przebrać i można odbijać kartę. Chwilę potem była już w biurze, żeby dowiedzieć się, co musi zrobić tego dnia.
Pani Ido, jak zwykle przed czasem – przywitał ją dyrektor, z szerokim uśmiechem na twarzy.
Dzień dobry panu – odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech.
Ha... No to prosto z mostu – zaczął, przybierając poważny wyraz twarzy, co nieco zaniepokoiło kobietę. – Dostaje pani awans na kierowcę. Stwierdziliśmy z Mariolą, że ten „młodszy” przed „kierowcą” to jednak zły pomysł. W sumie nawet nie wiedzieliśmy, czemu miałby służyć, skoro wykonuje pani wszystkie te prace, co pozostali.
No to prosto z mostu – powtórzyła z uśmiechem. – Łączy się to z podwyżką?
Na razie sto złotych wystarczy? – zapytał, kręcąc rozbawiony głową. Idzie zawsze się wydawało, że ją lubi i nie omieszkała tego wykorzystać. – Jeśli się pani postara, może dojdzie premia.
Jak najbardziej, dziękuję panu.
W sumie sto złotych na miesiąc, w tej firmie, przy takiej pracy to nie było nie wiadomo jak wiele. Ale dobre i to. Z uśmiechem zanotowała na karteczce wszystkie instrukcje i pognała do magazynu, żeby załadować palety na tira, którym później będzie musiała dzisiaj przejechać kilkaset kilometrów.
Ale nie bez kawy – pomyślała. – Albo i trzech.
Będzie musiała się naprawdę postarać, żeby dostać premię. Dyrektor nie był raczej osobnikiem skłonnym rozstawać się z funduszami spółki tak łatwo.
Zdejmowała właśnie widlakiem paletę z górnej półki, kiedy przypomniała jej się opowieść Patryka. O przyjaciółce, która tak strasznie ją przypominała... Przyjaciółce, która dostała awans i zginęła w pracy.
Uważaj – usłyszała czyjś zniekształcony głos.
Spojrzała tamtą stronę i zobaczyła coś, co miało na sobie tę samą kurtkę, którą miał Patryk. Stwór wyglądał, jakby właśnie wyszedł z grobu. Sine lica były całe uwalane krwią, a gdzieniegdzie skóra odłaziła płatami, ukazując białe kości pod spodem.
Krzyknęła, usiłując uciec jak najdalej od potwora, jednak zapomniała, gdzie się znajduje. Nagłe zwolnienie sprzęgła spowodowało szarpnięcie wózka, który wpadł na regał. Regał w hurtowni metalu. Nastąpiła kakofonia zgrzytów, trzasków. Ostatnim, co poczuła Ida był okropny ból całego ciała.

Mariusz wracał właśnie z imprezy. Miał nadzieję, że nie natknie się na drogówkę, albo coś takiego. Zdążyło się zrobić jasno, a drugi gaz powoli się kończył.
Za zakrętem zobaczył jakąś postać, która machała ręką. Cholerni autostopowicze.... skąd się biorą? Koleś też wraca z jakiejś imprezy? Jednak po chwili Mariusz dostrzegł, że to wcale nie koleś, a raczej jakaś babka. Zaintrygowany zatrzymał się.
Podbiegła do samochodu i bez żadnych obaw otworzyła drzwi.
Cześć, jedziesz może do Kowar? – zapytała z uśmiechem, pakując się do auta.
Jasne – odpowiedział. Ładna, starsza babka z długim warkoczem. Mariusz już główkował, jak by się z nią przespać. – Mariusz jestem – zaczął z uśmiechem, chociaż coś mu podpowiadało, żeby jej nie ufać.
Ida – odpowiedziała. – Skoro znamy już swoje imiona, to znaczy, że jesteśmy jak przyjaciele. To mi przypomniało o kimś... chciałbyś posłuchać?